wtorek, 5 czerwca 2012


Prawo autorytetu

Autorem artykułu jest Dawid Maleszka


"Wiara w autorytety powoduje, że błędy autorytetów przyjmowane są za wzorce." Lew Tołstoj. Artykuł na temat tego, jaką siłę mamy, posiadając autorytet, oraz jak możemy na tym skorzystać.

Prawo autorytetu jest stosowane na całym świecie. A my praktycznie ulegamy mu każdego dnia. Mówi ono: Ulegamy ludziom, którzy powszechnie uznawani są za autorytet, czy też mają większą wiedzę w danej dziedzinie niż my.

Zatem kim jest autorytet dla nas? Będzie to właśnie osoba, której wiedza czy też umiejętności w danej dziedzinie są większe od naszych. Autorytetem może być lekarz. I nic w tym przecież złego, że słuchamy lekarza. W końcu ma on wiedzę wystarczającą by wyleczyć nas z jakiejś choroby i zadbać o nasze zdrowie. Nic w tym złego do momentu, aż taki człowiek nie wykracza poza swoje kompetencje, dzięki temu chce nas świadomie zmanipulować. Jednak nasze uleganie autorytetom jest dla nas wygodne. Dzięki temu nie musimy sami nad czymś myśleć, bo słusznie bądź nie, sądzimy, iż jesteśmy w dobrych rękach. Lekarz jest autorytetem w jednej dziedzinie, jednakże ciekawe jest to, że mimo tego i tak chętnie posłuchamy go np. jak to wybudować dom, mimo że jego wiedza na ten temat może być znikoma.

Świetnym przykładem na niesamowitą moc działania tego prawa jest znane badanie Miligrama. Pewnego dnia ogłoszono w gazecie odpłatny kurs na polepszenie pamięci – czyli łatwy zarobek przy minimum wysiłku. Ludzie przychodzili na umówiony termin na owy „kurs”. Na początek może przedstawię Ci uczestników – „uczeń” (podstawiona osoba), „nauczyciel” (czyli ochotnik z ogłoszenia) i postać w białym fartuchu, kojarzona z lekarzem. Na początku uczeń dostał kartkę z wyrazami, które tworzyły pary z innymi wyrazami. Owy uczeń, miał chwilę czasu na oswojenie się i nauczenie tego na pamięć, po czym zaprowadzano go do pokoju, w którym podłączono do niego elektrody. Następnie postać przypominająca naukowca,  tłumaczy, że nauczyciel będzie zadawał pytanie uczniowi, w postaci wyrazu, a uczeń ma dopasować do niego wyraz z listy. Jeśli się pomyli będzie traktowany wstrząsem elektrycznym o zwiększającej się mocy. W tej chwili nauczyciel, mógł się trochę zlęknąć, że będzie musiał zadawać ból, jednak lekarz uspokoił go, że wstrząsy mogą być bolesne, natomiast nie uszkadzają tkanek ciała. W jednym pokoju siedzi uczeń podpięty do elektrod, a w drugim za szybą nauczyciel z lekarzem. Ogólnie było 30 pytań, czyli 30 za każdym zwiększających się napięć, które miał otrzymać uczeń. Nauczyciel zaczyna zadawać mu pytania, uczeń źle odpowiada, to ten wymierza karę. I tak raz po razie w końcu przy kolejnej błędnej odpowiedzi przy 75 woltach słychać w głośnikach jęknięcie ucznia. Nauczyciel lekko zaniepokojony czyta dalej, ale znów popełnia same błędy, i za każdym razem kara zwiększa się o 15 woltów. I tak coraz wyżej i wyżej, natężenie podchodzi pod 200 woltów, w głośniku słychać głośny krzyk ucznia, ale lekarz uspokaja nauczyciela, że nic mu nie będzie i ma nadal kontynuować. Każda odpowiedź jest błędna, każde uderzenie coraz mocniejsze. Przy 300 woltach można było usłyszeć jak uczeń błaga o skończenie eksperymentu. Ale lekarz prosi nauczyciela by kontynuował dalej. Tak też robi, po którymś już pytaniu, w głośniku nie słychać nic, ani odpowiedzi ani jęków. Nauczyciel wystraszony, że coś mogło się stać uczniowi, chce przestać, ale postać w białym fartuchu mówi by działał dalej, a brak odpowiedzi równa się złą odpowiedzią. W głośniku nic już nie słychać, a nauczyciel i tak zadaje mu wstrząsy, i tak doszliśmy w końcu do 400 wolt!

Uczniowi oczywiście się nic nie stało, ponieważ nagrania bólu były odtwarzane automatycznie. Jednak ważnym elementem jest to, że 90% badanych (gdzie badanie powtarzano wiele razy z różnymi uczestnikami) zadało uczniowi na tyle silny wstrząs, że mógł mu zrobić niemałą krzywdę, jeśli nawet nie doprowadzić do śmierci. Osoba w białym fartuchu, wydawała się być dla naszego ochotnika tak dużym autorytetem, że wpłynęło to na takie wlaśnie wybory. Nauczyciele byli normalnymi ludźmi, jak Ty i ja. A jednak pod wpływem autorytetu potrafiliby wyrządzić człowiekowi niemałą krzywdę.

Jak wykorzystać prawo autorytetu by wpłynąć na kogoś? Wyróżniamy trzy źródła autorytetu – autorytet zewnętrzny, autorytet – ja, autorytet – klient.

Autorytet zewnętrzny

Występuje wtedy, kiedy powołujemy się na autorytety zewnętrzne, np. ekspertów czy badania. Dla przykładu, chcesz sprzedać telefon komórkowy. Możesz powiedzieć klientowi, że według niezależnych ekspertów, dany telefon jest najlepszy np. w swojej kategorii. Lub, według rankingów telefon znajduje się,  w samej czołówce. Lub w tym miesiącu sprzedaliśmy już 100 takich telefonów. Musisz być jednak przygotowany na to, że klient zapyta Cię np. jacy dokładnie eksperci, w jakim dokładnie rankingu. Dlatego też Twoja wiedza musi być wiarygodna by nie dać się złapać na takie pytania.

Autorytet – ja

Występuje wtedy, gdy za autorytet jesteśmy uważani właśnie my. Jest kilka czynników, od których zależy czy i jak mocno jesteśmy postrzegani za autorytet. Pierwszym takim czynnikiem jest

Tytuł, doświadczenie, wykształcenie

Jesteśmy postrzegani, jako autorytet, gdy mamy wysoki tytuł naukowy. Mimo, że jedno nie musi mieć z drugim nic wspólnego to jednak jak dobrze wiesz, ludzie skłonni są wierzyć osobom lepiej wykształconym. Dlatego też musimy jakoby wyeksponować swoje wykształcenie czy też doświadczenie, które wskaże, że my się na tym znamy. Istnieje też możliwość przyczepienia sobie plakietki z przedrostkiem dr, ale cóż nad tą metodą można by polemizować i jednak zbudować autorytet na faktach.

Ubiór

Kolejnym niezwykle ważnym czynnikiem jest właśnie ubiór. Ludzie ulegają właśnie ludziom, którzy są właśnie ubrani według tego, na czym się znają.  Po pierwsze musi być on harmonijny z tym, w jakiej dziedzinie się znamy. Przykładowo mechanik będzie bardziej wiarygodny w ubrudzonym stroju roboczym niż eleganckim smokingu. Tak samo, gdy pójdziemy po poradę prawną do prawnika, będziemy raczej oczekiwali elegancko ubraną osobę w garniturze, a nie kogoś w dresie. Dlatego też Twoje ubranie musi współgrać z tym, czym się zajmujesz. Policjanci w swoich mundurach są postrzegani wiele bardziej wiarygodnie, niż bez nich. Przeprowadzono badanie, gdzie młody mężczyzna na początek ubrany normalnie prosił przechodniów o podniesienie papierka z ziemi. Co się okazało jego efekty były raczej marne. Następnie ten sam człowiek ubrany w uniform strażaka, prosił przechodni o to samo. I tu jego wpływ był gigantycznie większy.

Trzymanie się po stronie klienta

W tym wypadku musimy uświadomić klientowi, że stoimy po jego stronie, że chcemy dla niego jak najlepiej (o tym była mowa w artykule sympatia i lubienie). Dlatego też spraw, aby klient wiedział, że chcesz dobrze dla niego, nawet jeśli nie chcesz. Dobrym przykładem może być sposób kelnerów na napiwki. Mianowicie, przy wybieraniu dania i podawaniu zamówienia kelnerowi, on często nam przerywa i mówi, że np. odradza dzisiaj owe danie, a proponuje coś z pozycji piątej. Nie dosyć, że staje się autorytetem na temat co najlepiej tu zjeść, to jeszcze sprawia, że chce dla nas jak najlepiej to też droga do napiwku daleka nie jest.

Autorytet – klient

W tym wypadku autorytetem jest Twój klient. Używamy go wtedy, kiedy osoba posiada silny autorytet wewnętrzny (więcej o tym w metaprogramach). A do tego jest odporny na autorytety zewnętrzne, np. nie ufa badaniom czy opiniom innych osób. Osoba taka uważa, że wszystko wie najlepiej. Dlatego też musimy docenić ten fakt i użyć np. stwierdzenia „Pan wie najlepiej, co jest ważnie dla Pańskiej firmy, dlatego też decyzja należy do pana…” Klient wtedy myśli, że jest doceniony przez nas, dlatego też nasz wpływ na niego będzie znacznie większy.

Obrona

Według profesora Cialdiniego, autorytetu w dziedzinie wywierania wpływu, obrona przed tym prawem polega na zadaniu sobie dwóch pytań: „Czy ten autorytet jest rzeczywistym ekspertem?” – to pytanie odwraca uwagę od symboli autorytetu, a kieruje ją na samą osobę. Drugie pytanie brzmi: „Jak dalece można zaufać mu w tej sytuacji?” Czyli przyciąga naszą uwagę do zabiegów, jakie osoba stosuje by stać się dla nas autorytetem.

Poznałeś dzisiaj kolejne prawo, które pomoże Ci w lepszym wywieraniu wpływu. Dlatego też już teraz zastanów się gdzie i jak możesz skorzystać z prawa autorytetu, ponieważ jak się sam przekonasz, działa. Także ucz się i zdobywaj.

---http://pl.20dollars2surf.com/?ref=618416

www.magiaperswazji.wordpress.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 4 czerwca 2012


Pierwszy ludzki feromon bezpieczeństwa

Autorem artykułu jest iwolec


Jak zapewniają francuscy naukowcy, już pod koniec tego roku na rynek powinien trafić pierwszy przebadany odpowiednik ludzkiego feromonu, który – w przeciwieństwie do większości wyekstrahowanych do tej pory związków - nie podnosi atrakcyjności seksualnej, lecz uspakaja i daje poczucie bezpieczeństwa.

Prof. Patrick Pageat, Dyrektor Naukowy Instytutu Badawczego Pherosynthese został przepytany o to, jak działa i jakie efekt przynosi syntetyczny odpowiednik ludzkiego feromonu kojącego – HAP (Human Appeasing Pheromone), który – w wyniku wieloletnich badań - udało mu się otrzymać. Najnowsze odkrycie to nic innego, jak odpowiednik feromonu produkowanego przez gruczoły łojowe wokół sutka u karmiących matek (tzw. gruczoły Montgomery'ego). Po porodzie zwiększają one swój rozmiar na tyle, że wyglądają jak ziarenka kuskusu i wydzielają substancje, które działają kojąco na dziecko. Jak wynika z eksperymentów przeprowadzonych przez prof. Pageat’a i jego zespół, HAP działa nie tylko na niemowlęta, ale i na starsze dzieci. Okazuje się bowiem, że i kilkuletnie dzieciaki reagowały na ten związek, przytulając szmaciane lalki nasączone HAP. W grupie dzieci, które dostały „feromonowe” lalki odnotowano też stabilny puls, spokojniejsze serce - stawały się pogodniejsze, bardziej zrównoważone i chętne do współpracy.

Wyniki przeprowadzonych badań zmotywowały profesora do dalszych eksperymentów, udowadniających pozytywny wpływ HAP na dorosłych. - Właśnie rozpoczynam trzy próby kliniczne: we Włoszech poddamy badaniu setkę kilkuletnich dzieci, które mają problemy ze snem. Będę sprawdzał HAP także na dorosłych: druga próba, w Pizie, będzie dotyczyła 50 osób z zaburzeniami hormonu wzrostu. Tej przypadłości często towarzyszą wahania emocjonalne, na które spróbujemy wpłynąć, używając HAP. W Belgii przetestujemy go na 50-osobowej grupie ludzi z poważną otyłością, takich, którzy ważą ponad sto kilogramów. Spróbujemy się przekonać, czy ten relaksujący feromon pomoże im wytrwać podczas kryzysów wywołanych trudnymi dla nich dietami – deklaruje prof. Pageat.

Jak podkreśla Prof. Pageat, feromonoterapia, czyli stosowanie syntetycznych odpowiedników feromonów kojących, jest metodą naturalną, bo opiera się na sposobie, w jaki porozumiewają się zwierzęta. Metoda ta staje się coraz popularniejsza, ponieważ nie ma skutków ubocznych, nie powoduje senności, otępienia, nie uzależnia. Jest to zatem idealny punk wyjściowy do prac nad podobnymi rozwiązaniami w świecie ludzi. Pierwsze kroki zostały już poczynione i, jak zapewniają naukowcy, będą szły dalej. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak czekać na kolejne doniesienia o rozwoju badań nad tymi związkami i wierzyć, że już niebawem pomogą nam w – jeśli nie wyeliminowaniu - to znacznym obniżeniu poziomu ludzkiego stresu.

---

Feromony.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 3 czerwca 2012


Wybierz świadomie terapeutę !

Autorem artykułu jest Sylwia S.


Mało osób wie, że nie musi od razu wybierać swojego terapeuty. Jeśli chcesz lepiej poznać osobę, której prawdopodobnie opowiesz najważniejsze momenty swojego życia, nie raz popłaczesz się w ramionach, spędzisz w bliskiej relacji wiele miesięcy, to zdecyduj się na konsultację psychologiczną.

Wygląda to tak, że dzwonisz do ośrodka psychologicznego i umawiasz się na konsultację z wybranym terapeutą. Konsultacja trwa tyle, co normalna sesja, ale przeważnie jest trochę droższa, około 150 złotych za 55 minut spotkania.

Konsultacja to szansa, żeby poznać lepiej człowieka, który ma ci pomóc. Okazja, żeby wyjasnić wszelkie wątpliwości. Skorzystaj z niej i zapytaj teraputę, jaką metodą pracuje, jakie ma skończone szkolenia, ile lat doświadczenia. Dowiedz się na czym polega terapia, ile przeważnie trwa, jaką ma strukturę. Niektórzy terapeuci w trakcie konsultacji dokładnie przedstawiają pacjentowi schemat spotkań i ogólne reguły, które rządzą w gabinecie.

To też szansa, żeby przekonać się, czy człowiek, którego spotkasz po drugiej stronie, jest empatyczny i godny zaufania. Zastanów się, czy odbieracie na podobnych falach. Terapia to nie orka na ugorze, może być przyjemna. Lepiej lubić swojego terapeutę, niż go nienawidzić. 

Nie wahaj się poszukać kogoś, kto naprawdę będzie ci odpowiadał. Weź pod uwagę cechy charakteru terapeuty, ale również ogólne informacje. Czasem znaczenie ma wiek, płeć, sposób bycia i wygląd terapeuty. Na konsultacji możesz zebrać wlaśnie takie dane. Wybierz kogoś, z kim dobrze ci się rozmawia.

Terapeuta podczas konsultacji też stawia pytania. Z jakim problemem przychodzisz, jaka jest historia tego problemu, jaki cel chciałbyś osiągnąć. Zastanów się nad tym jeszcze przed spotkaniem. Bądź przygotowany, to twój czas.

Ale najlepsze jest to, że jak terapeuta, z ktorym się spotkasz na konsultacji nie przypadnie ci do gustu, po prostu rezygnujesz. Konsultacja nie zobowiązuje cię do terapii, jest luźnym spotkaniem.

Warto iść na konsultację, bo rodziców się nie wybiera, ale terapeutę tak!

---

Więcej dowiesz się na:

wszystkooterapii.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 2 czerwca 2012


Sztuczki ankietera

Autorem artykułu jest Piotr Tadeusz Ciesielski


Podstawowe zasady są łatwe do opanowania przez ankietera, kluczowe jest jednak zdobywane doświadczenie. Kiedy wałęsamy się po mieście ze stosem kwestionariuszy pod pachą i długopisem w zębach, to odkrywamy, że największą trudność stanowi przekonanie respondentów do poświęcenia chwili czasu i udzielenia odpowiedzi na serie pytań...

1. Stopa w drzwiach

Niezwykle prostą i  skuteczną techniką zdobycia respondenta jest zastosowanie mechanizmu “stopy w drzwiach”. Pierwsza prośba nie musi być szczególnie wyrafinowana. Zwykle pytałem po prostu o godzinę, dziękowałem, wykonywałem ruch jakbym chciał odejść, ale zatrzymywałem się i pytałem, czy przy okazji mógłbym przeprowadzić krótką ankietę. Proste i skuteczne.

2. Dialog

Wykorzystując mechanizm “stopy w drzwiach” zaobserwowałem, że techniką jeszcze skuteczniejszą jest nawiązanie dialogu z potencjalnym respondentem. Temat rozmowy zależał zwykle od kontekstu, a im więcej zasobów poznawczych angażował u rozmówcy, tym większa była szansa na to, że zgodzi się na wypełnienie ankiety. Zaczynałem więc od pytania typu: “Przepraszam, jak…”
Na przykład:

A: Przepraszam, jak dostać się stąd na Plac Rapackiego?
B: Może pan jechać z tamtego przystanku tramwajem numer jeden.
A: A pieszo? Daleko stąd?
B: 20 minut, w tamtym kierunku.
A: OK. Dziękuję, może po drodze uda mi się z kimś przeprowadzić te ankiety… Hmm, a może Pan/-i miała by jeszcze chwilkę dla mnie…?

… BAZINGA!

3. Dotyk

Mniej skuteczną i nieco ryzykowną sztuczką jest zwrócenie na siebie uwagi dotykając respondenta podczas formułowania prośby o udzielenie odpowiedzi na pytania z kwestionariusza. Lekkie dotknięcie ręki czy ramienia z jednej strony może oznaczać bliskość interpersonalną między dwiema osobami, a jak wykazali m.in. Patterson, Powell, chętniej pomagamy ludziom, z którymi mamy bliższe relacje. Dotyk byłby więc próbą narzucenia znajomości i bliskości.

Niestety w naszej kulturze rzadko kiedy macanie czy choćby muśnięcie ramienia wyglądałoby naturalnie. Wręcz przeciwnie, najczęściej wywołuje postawę obronną i, w ostateczności, ucieczkę od ankietera. Są jednak sytuacje, w których dotyk jest usprawiedliwiony, np. kiedy dookoła jest wyjątkowo głośno oraz gdy jedna młoda osoba chce przeprowadzić ankietę z rówieśnikiem/-czką, od samego początku narzucając koleżeńskie relacje w stylu “sorry, masz chwilkę?”

W innych sytuacjach można wykorzystać efekt dotyku – narzucenia bliskości interpersonalnej – przywdziewając elegancki ubiór i wprowadzając pozorny dystans: Ankieter wyciąga rękę do powitania i mówi jednocześnie formułkę w stylu: “Dzień dobry. Nazywam się Jan Kowalski, reprezentuję firmę… Proszę o cztery i pół minuty Pańskiego czasu”. Skuteczność zależy tu wyjątkowo silnie od kontekstu, typu osobowości respondenta i rodzaju ankiety.

4. Zapytaj o samopoczucie

Ten mechanizm opisany głównie w literaturze amerykańskiej opiera się na założeniu, że osoba pytana o samopoczucie odpowiada zwykle, że czuje się przynajmniej nieźle. Taka deklaracja, według badań Howarda, znacząco zwiększa szansę na spełnienie prośby. W Polsce sensowność zastosowania techniki jest ograniczona. Ograniczona do ludzi, którzy aż promieniują szczęściem. Co więcej, pytanie przechodniów na ulicy o samopoczucie może wydawać się podejrzane. Sam nigdy nie stosowałem tej techniki. Wierzę jednak literaturze, że jest ona skuteczna.

5. Panieee, ostatnia…

To jedna z moich ulubionych sztuczek. Niezwykle prosta i skuteczna. Atakując przechodnia należy przybrać pozę osoby wykończonej i niemal błagalnym tonem z prędkością karabinu maszynowego wyrzucić z siebie słowa, że została do przeprowadzenia jeszcze tylko jedna ankieta, a od 15 minut nikt nie chce mi poświęcić (pieprzonych) trzech. Skuteczności dodaje jeszcze okropna pogoda i niewielka liczba ludzi wokół. Oczywiście jeśli ktoś chce stosować trick oszukując co do ilości pozostałych ankiet (co jest nieetyczne, czego nie polecam i czego nigdy nie zrobiłem), musi mieć baczenie, by nie spotkać ponownie tej samej osoby. Doskonałym miejscem na stosowanie “techniki” będzie więc przystanek autobusowy, na który co chwila przychodzą nowi potencjalni respondenci, a wykorzystani odjadą w dal. :-)

---

Artykuł w wersji rozszerzonej znajdziesz tutaj.
Polub wpływowego na facebooku, będziesz na bieżąco.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 1 czerwca 2012


Inteligentne zarządzanie emocjami

Autorem artykułu jest Aleksandra_ W


Wbrew pozorom inteligencja człowieka jest wskaźnikiem, którego pomiar może dostarczyć wielu problemów. Pomiar inteligencji racjonalnej za pomocą standaryzowanego ilorazu (IQ) dostarcza nierzadko relatywnych wyników, a uzyskany w ten sposób obraz umiejętności intelektualnych jest ubogi.

Okazuje się bowiem, że niecałe 20% składowej sukcesu człowieka to jego IQ. Co stanowi zatem tak znaczące 80% dopełnienie?

Inteligencja emocjonalna (EQ) to zespół kompetencji komplementarnych wobec inteligencji racjonalnej, rozumiany jako zdolność do inteligentnego zarządzania emocjami - zarówno własnymi, jak i innych ludzi. Potencjał ten ma niewiele wspólnego z IQ i od lat 40. minionego stulecia zaprząta głowę teoretyków zarządzania, próbujących zrozumieć, w jaki sposób ten rodzaj kompetencji przenieść można na grunt praktyki zawodowej, jak dokonać jej pomiaru i badania oraz jakie działania powziąć, by zdolności te aktywnie rozwijać. Kilka dekad wzmożonych prac poznawczych przyniosło jednoznaczne rezultaty: dobre wyniki w badaniu EQ równają się wysokim wskaźnikom wydajnościowym organizacji.

Trudności definicyjne

Konceptualizacja pojęcia 'inteligencja emocjonalna' może nastręczać potężnych kłopotów. Trudno bowiem zamknąć ją w granicach definicyjnych. Zanim jednak to nastąpi, warto zorientować się, czym na pewno nie jest. Nie polega ona na uwewnętrznianiu emocji i skrywaniu ich przed światem zewnętrznym. Nie ma na celu dokonywania manipulacji emocjami i przyswajania technik inteligentnego zarządzania emocjami w celu zmuszenia kogoś do podjęcia jakiegoś planowanego działania lub zaprzestania wykonywanej aktywności, by osiągnąć przewagę nad oponentem. Nie polega także na trzymaniu się szablonowych interpretacji „mowy ciała”.

Inteligencja emocjonalna służy nauce rozumienia znaczenia emocji własnych i innych ludzi oraz sterowania nimi w taki sposób, by jak najlepiej służyły w drodze do osiągnięcia sukcesu. Jest to szczególnie potrzebne w sytuacjach trudnych, gdzie to właśnie emocje zdają się brać górę nad chłodnym i zorientowanym na kalkulację rozumowaniem. W życiu organizacyjnym ciągle zdarzają się sytuacje, gdzie cenny jest empatyczny stosunek wobec drugiego człowieka, nastawienie na satysfakcję z działania, zdolność samomotywacji, epatowanie pozytywnym nastawieniem, a także zdolność adaptacji w zmieniających się warunkach. Zatem, o ile dla pracodawcy świadectwa twardych kompetencji zawodowych są konieczne do zbudowania opinii w celu współpracy z konkretnym pracownikiem, kompetencje EQ pozwalają na maksymalizację swoich osiągnięć, budowanie pozytywnej atmosfery w miejscu pracy, wykazywanie się zdolnościami przywódczyni i motywowanie współpracowników.

Kompetencje EQ

Kompetencje EQ można rozbić na trzy odrębne kategorie zbiorcze: kompetencje psychologiczne, prakseologiczne oraz socjologiczne (społeczne). Pierwsza z nich przedstawia emocje z punktu widzenia sfery psychiki - to trójca kompetencji osobistych badających relacje z samym sobą: samoświadomość (umiejętność rozpoznawania własnych stanów emocjonalnych w czasie ich trwania i podejmowanie adekwatnych do nich kroków działania), samoocena (niedoceniania potęga i wyzwalacz potężnych emocji, świadomość siebie i akceptacji tego, kim się jest) oraz samokontrola (to nie tyle zdolność trzymania emocji w ryzach, co inteligentne kierowanie nimi zgodnie z własną wolą). Kompetencje prakseologiczne pokazują nastawienie emocjonalne do zlecanych wyzwań i działań. Są to sumienność (wypełnianie zadań zgodnie z przyjętymi standardami oraz umiejętność czerpania zadowolenia z wykonywanych obowiązków), adaptacja (niezbędna elastyczność w przystosowaniu się do zmiennych warunków, nowych sytuacji, pracy w nowo utworzonych zespołach itp.) oraz motywacja (dążenie do osiągania dobrych wyników, inicjatywa, ambicja i optymistyczne nastawienie prospektywne). Trzecią kategorię stanowią kompetencje socjologiczne - ich punktem odniesienia są interakcje z drugim człowiekiem. W ten sposób bada się nastawienie empatyczne pracownika, jego zdolności do wzbudzania w innych emocji pożądanych z punktu widzenia sukcesu przedsięwzięcia (perswazja), przywództwo (na ile dana osoba zdolna jest do porwania zespołu i wywołania w nim prozadaniowego nastawienia) oraz współdziałanie (zdolność do utrzymywania więzi z członkami zespołu).

Pomiar inteligencji emocjonalnej

Badanie kompetencji EQ jest elementem kluczowym w procesie dokonywania oceny pracowników. Jest podstawą do premiowania i podejmowania decyzji o awansowaniu. To także cenne narzędzie na drodze rekrutacji nowych pracowników - służy w ocenie potencjału aplikujących na określone stanowiska. Zdiagnozowanie poziomu kompetencji EQ dostarcza obrazu kultury organizacyjnej danej firmy, a także wskazuje obszary, w których niezbędne są zmiany. Badania kompetencji EQ przyniosą istotne informacje dla usprawnienia i ulepszenia zarządzania kadrami, a także gwarantują pomyślniejszy dobór pracowników.

Na poziomie rekrutacji stosunkowo łatwo jest zweryfikować i zbadać poziom kompetencji EQ. Niezwykle ważną rolę odgrywa tutaj rozmowa kwalifikacyjna i różne testy kompetencyjne, którym poddawany jest potencjalny zatrudniony. Najbardziej skuteczną metodą jest zastosowanie profesjonalnego testu, badającego najistotniejsze kompetencje EQ, które mają swój wydźwięk w sposobie funkcjonowania organizacji jako całości. Na takiej postawie można określić merytoryczny poziom inteligencji emocjonalnej.

Rozwój inteligencji emocjonalnej

Kolejnym krokiem, jaki zrobić mogą menedżerowie po poznaniu poziomu EQ poszczególnych pracowników, jest podjęcie działań w kierunku prowadzenia kontrolowanego rozwoju inteligentnego zarządzania emocjami. Od indywidualnego zapotrzebowania organizacji na konkretne umiejętności zależy, jakie kompetencje EQ ulegną procesowi ich intensyfikacji, jakie konkretne zdolności z obszaru zarządzania emocjami niezbędne są do szkolenia pośród konkretnych pracowników na określonych  stanowiskach. Menedżerowie stoją zatem przed koniecznością planowania sprecyzowanych ścieżek kariery pracowników.

Warto sobie uświadomić, że rozwój EQ odbywać może się praktycznie w nieskończoność (zresztą podobnie jak IQ). Jego efektywność zależy w ogromnej mierze od wyjściowych kompetencji EQ pracownika - czy wykazuje on zaangażowanie i chęć podjęcia trudu pracy nad sobą pod okiem specjalistów. Zmotywowany pracownik może tego dokonać za pośrednictwem metody Self-Coaching, która polega na poznawaniu swoich możliwości, następnie powiększaniu własnych zasobów i samodzielnym wyszukiwaniu sposobu na wykorzystywanie potencjału. W ten sposób dokonuje się rozwój EQ na podstawie śledzenia własnych emocji, doświadczeń, doszukiwania się motywów zachowań i poszukiwania alternatywnych działań. Wszystko to dokonuje się w trybie zindywidualizowanym. Szkolenia w ramach EQ muszą być odpowiednio wyprofilowane w zależności od zajmowanego stanowiska i powierzanych obowiązków zawodowych, np. EQ w kierowaniu, EQ w negocjacjach lub EQ w sprzedaży.

Rozum i serce

EQ zmusza do odejścia nieco dalej poza obszar zainteresowania koncentrującego się na mózgu i sferze wszystkich kompetencji zaklętych w enigmatycznym IQ. Życie organizacyjne niejako przetestowało te twarde i bezdyskusyjne wskaźniki inteligencji i otworzyło się na zdolności nie tyle pozarozumowe czy nieracjonalne, co komplementarne. Można polemizować nad hierarchizacją i wartościowaniem obu rodzajów inteligencji - przyznawać którejś z nich miano pierwotnej/wtórnej, podstawowej/dodatkowej, określać, która stanowi fundament dla rozwoju drugiej lub decydować, że obie rozwijają się równorzędnie. Niektórzy rozwodzą się także nad kwestią skutków ich braków, co sprowadza się do pytania o wyższość/niższość ratio nad emovere - indolencja umysłowa czy emocjonalny analfabetyzm może zdyskredytować w wyścigu o zawodowy sukces? Niemniej, coraz trudniej dziś zarządzać organizacją bez przywiązywania wagi do inteligencji emocjonalnej ludzi ją tworzących.

 

---

Ewa Grzegorczyk

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Teoria analizy transakcyjnej w biznesie

Autorem artykułu jest Tomasz Mocny


Teoria psychoanalizy była wielką zmianą paradygmatu myślenia o człowieku, która zmieniła całkowicie sposób funkcjonowania naszego, zachodniego społeczeństwa. Nie miała jednak przez długi czas żadnego wpływu na świat biznesu - do punktu, w którym pojawiła się Teoria Analizy Transakcyjnej.  

Od ponad stu lat znana jest teoria psychoanalizy sformułowana przez Zygmunta Freuda.  Mówi ona o tym, że w człowieku istnieje stały, immanentny konflikt pomiędzy trzema głównymi częściami osobowości. Są to Id (czyli część dążąca przede wszystkim do przyjemności), Ego (kierujące się rozsądkiem) i Superego (kierujące się zinternalizowanymi normami społecznymi). Te trzy aspekty ludzkiej psychiki, twierdził Freud, przez większość czasu dążą do odmiennych, a wręcz sprzecznych celów i przez to są w stałym, nigdy nie kończącym się konflikcie.

Dziś mówi się, że ta koncepcja wpłynęła na kształt całej naszej zachodniej kultury. Przede wszystkim pozwoliła na zrelatywizowanie norm społecznych i znaczne wyzwolenie ludzi spod wpływów Kościoła. Umożliwiła laicyzację. Jeśli chodzi o jej praktyczne skutki, to wpłynęła przede wszystkim na praktykę psychoterapeutyczną, gdzie powstał kierunek psychoanalizy, który do dziś się utrzymuje (zresztą utrzymuje się pomimo niskiej skuteczności). Natomiast koncepcja ta nie była w praktyczny sposób przeniesiona do innych dziedzin życia niż zaciszne gabinety psychoterapeutów.

Dużym przełomem było więc powstanie teorii Analizy Transakcyjnej – która bazując na koncepcji freudowskiej, znacznie ją rozszerzyła i przeniosła na następny poziom. Analiza Transakcyjna również mówi o trzech aspektach psychiki, nazywając je odpowiednio: Wewnętrzne Dziecko, Rodzic i Dorosły. Łatwo dostrzec analogię – Dziecko to Id, kieruje się tym, czy coś jest przyjemne, emocjami. Wewnętrzny Rodzic to Superego, kierujące się ukształtowaną przez pokolenia moralnością i powinnościami. Odpowiednikiem Ego jest zaś Wewnętrzny Dorosły, który dokonuje racjonalnej oceny sytuacji i stara się zaspokoić ważne interesy na tyle, na ile sytuacja na to pozwala.

Na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że obie koncepcje są wręcz identyczne. Jednak Analiza Transakcyjna w przeciwieństwie do teorii psychoanalizy, została rozwinięta jako praktyczny kierunek, który można wykorzystywać do analizowania i zmieniania swych zachowań w codziennych sytuacjach,  a również w życiu biznesowym.  Pozwoliło na to sformułowanie przez autora AT, Eric’a Berne, teorii gier, opisanej przez niego w książce „W co grają ludzie”. Wedlu Berne’a każda interakcja międzyludzka jest swego rodzaju grą, która rozgrywa się między trzema aspektami psychiki obu (lub większej ilości) biorących w niej udziału osób.

AT jest więc z powodzeniem wykorzystywana w szkoleniach sprzedażowych, w coachingu managerskim czy warsztatach asertywności. 

---

Autor zajmuje się praktyczą komunikacją międzyludzką a w szczególności takim tematem jak szkolenia sprzedażowe - ponieważ najbardziej popularnym tematem jesli chodzi o umiejętności miękkie są właśnie szkolenia handlowe

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 31 maja 2012


Wyjątkowy syn... ciągle przy mamie?

Autorem artykułu jest Tomasz Czyżewski


Jest senny niedzielny poranek, nagle pierwszą kawę oraz błogi relaks przeszywa dźwięk telefonu stacjonarnego, odbierasz telefon i bez trudu poznajesz osobę po drugiej stronie  - mama. Prosi was do siebie na obiad. Naturalnie już wiesz, że nie spotkasz się z Krzyśkiem i Sylwią...

Chcesz się usprawiedliwić, że przeżyłeś ciężki tydzień, że chcielibyście odpocząć ze swoją żoną w domu, a ponadto macie się spotkać z przyjaciółmi, to się jednak nie udaje. I zanim się obejrzysz, zgadzasz się na obiad u mamy. Matka i syn znowu razem, ta myśl nie napawa cię radością. A twoja małżonka mijając ciebie, obdarza cię wzrokiem, którego wolałbyś nie oglądać. 

Sam obiad nie chce się skończyć, a po nim następuje deser, o czym matka przypomniała sobie, gdy już już mieliście się żegnać. No trudno…. trzeba poczekać… Wtem dociera do ciebie głos mamy: - Wiesz, coś się stało z telewizorem, obraz  jest jakiś zamazany, zobacz co z nim… Ale co mogłeś zrobić? Nie miałeś szans sprzeciwić się swojej matce. Naturalnie po powrocie czeka cię trudna wymiana z twoją partnerką:  Słyszysz mnie? Kiedy w końcu porozmawiasz ze swoją matką? Kiedy mama  przestanie tobie rozkazywać? W końcu kiedy to się skończy? A właściwie, już o tym rozmawialiśmy. Może potrzebujesz pomocy psychologa? 

Ty nie jesteś na to gotowy, a ile gotowa jest jeszcze wytrzymać twoja żona? A co, jeśli będziecie mieli dzieci i MAMA będzie nimi rządzić? Co poczniesz? Może będziesz gotowy interweniować, ale może być zbyt późno. Może nie będzie takiego dylematu, gdyż twoja kobieta któregoś dnia da ci do rozstrzygnięcia, że musisz zdecydować: ONA czy też ja. A ty nie będziesz umiał wybrnąć i wówczas pozostaniesz sam, a raczej... z matką. A może warto było zaprotestować w chwili, kiedy się wyprowadziłeś z domu? Albo może był lepszy moment. A może teraz? Nie... chyba lepiej poczekać.

Tomasz Czyżewski

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 30 maja 2012


Pokolenie X i Y. Dwa różne światy - jedna drużyna.

Autorem artykułu jest Aleksandra_ W


 „Między nami dobrze jest” to sztuka teatralna autorstwa Doroty Masłowskiej  w wyrazisty sposób ukazująca konflikt trzech pokoleń: matki, córki, babki. Na pierwszy rzut oka wszystko jest aktualne,  problemy stare jak świat. 

Tymczasem trzy rzeczy uległy jednak zmianie: konflikt międzypokoleniowy nabrał innego charakteru,  zmniejszył swój zasięg, jego bohaterowie kryją się pod wyrazistymi literami alfabetu „X” i „Y”, a nie płaszczem historii.Konflikty społeczne i jednostkowe w przestrzeni życia codziennego były obecne od zawsze. Wynikały z braku osobistej wolności i otwartości na indywidualne pragnienia. Żyć trzeba było według ustalonych zasad, które sformułowali wielcy tego świata. Kto chciał się wybić „ponad swoje pokolenie”, był uważany za „nonkonformistę”, osobę szczególnie niebezpieczną dla uporządkowanego systemu. Obecnie pomimo rozwiniętej demokracji, dobrobytu i otwartości na „inność”, konflikty wcale nie odeszły do lamusa, przeszły za to mały lifting. Zmieniły swój charakter na bardziej łagodny dla ogółu, zmniejszając zasięg do jednego pokolenia ludzi. Paradoksalnie podobnych do siebie, a jednocześnie tak różnych. Przedstawicieli X i Y, wychowanych w podobnej przestrzeni, niezmąconej wojną, przepełnionej medialnymi historiami. To, co ich różni, to czas wejścia na rynek pracy, i inne oczekiwania. System wyznawanych wartości i filozofia życia tak dzieli obecnych dwudziesto- i trzydziestolatków, że staje się przyczyną wielu konfliktów na tle prywatnym i zawodowym. Ta różnica zaledwie 10 lat sprawiła, że konflikt międzypokoleniowy nabrał innego wyrazu, podobnie jak samo określenie. Kim zatem są ci, przez których należy inaczej go rozpatrywać?

Między ziemią a niebem

Pokolenie X to wszyscy urodzeni przed rokiem 1980, zaradne dzieciaki biegające z kluczem na szyi po szarych miejskich blokowiskach. „Naoczni świadkowie” rodzących się gwiazd pokroju Aerosmith i U2. Bohaterowie kampanii „Pepsi generation neXt” testujący własnoręcznie zrobione zabawki. Życie w czasach popkultury nie było dla nich łatwe, a brak dostępu do szerokiego wachlarza usług konsumenckich wyrobił w nich poczucie niższości. Gdy osiągnęli wiek dorosły, zauważyli, że dyplom w ręce to nie wszystko, by mieć dobrą pracę. O tę było trudno, bo lepsze stołki zajęło gorzej wykształcone pokolenie wyżu powojennego. Mimo to brak dostępu do „lepszej posady” wcale ich nie zniechęcił. Raczej stał się impulsem do walki o własne miejsce w świecie, przesiąkniętym historią strajków. Pokolenie X to pracusie, dla których zostanie po godzinach w pracy nie jest problemem. Praca przysłania im wszystko, może nawet „to lepsze życie”, za którym tak gonią, a którego nie są  wstanie zauważyć.

Pokolenie Y to zupełne przeciwieństwo X-sów. Wychowani „w lepszych czasach” są bardziej świadomi własnej wartości. Nie zamierzają „bić się o swoje”, bo to im się należy z racji wykształcenia. Wychodzą z założenia, że skoro się ich nie docenia za podwójne dyplomy i biegłość języków, najlepiej jest zostać freelancerem, cierpliwie czekając na obrane stanowisko. Szczególnie, że praca to dla nich dodatek życia, w którym bardziej liczy się dobra zabawa niż ciągła gonitwa za bliżej nieokreślonymi pragnieniami. Prawdopodobnie takie nastawienie dwudziestolatków to wynik lepszego startu w dorosłość. Ich rodzice to osoby, którym udało się czegoś dorobić, więc są w stanie pomóc swoim dzieciom. Może to wynik obserwacji życia swoich starszych kolegów - zabieganego pokolenia X, znerwicowanego i sfrustrowanego życiem, którego tak naprawdę nie doświadczają. Dwudziestolatkowie wolą brać wszystko z dystansem, problemy traktując jak kolejną  grę strategiczną, by zachować stan równowagi. Dlatego też przez pokolenie X są odbierani jako krnąbrni luzacy, nieokazujący szacunku dla pracy i pieniędzy, co rodzi konflikty na gruncie zawodowym.

Różne sposoby pracy

Zbyt mała różnica wieku sprawia, że przedstawiciele tych dwóch pokoleń zaczynają ze sobą współpracować. I choć na pierwszy rzut oka nie da się zauważyć wieku, można go rozpoznać po sposobie wykonywania obowiązków. Osoby pokolenia Y są chłodnymi analitykami, dla których liczą się suche fakty. To na nich opierają swój tok rozumowania i sposób rozwiązania problemu. Jeśli każemy im przeprowadzić wywiad, najpierw zbiorą dane i kontakty z sieci. Ich starsi koledzy sięgną po opasłe kalendarze, w których brak miejsca na nowe notatki. Zwrócą się do kolegów, a do Internetu sięgną w ostatniej chwili. Trzydziestolatkowie, choć znają tajniki elektronicznego świata, nie są skłonni zaufać ich zasobom. Bazują bardziej na kontaktach face to face i „papierowym archiwum”. To opóźnia ich działanie, czasami podnosząc poziom stresu. Niechętnie też zadają dodatkowe pytania, czy proszą o dodatkowe materiały, uważając, że nie wypada.  Młodsze pokolenie Y nie lubi marnować czasu, o wszystko wypyta na samym początku, by potem nie mieć niespodzianek. Prawdopodobnie wynika to z rożnego modelu edukacji. Dwudziestolatkowie to osoby, które męczono testami, ucząc skrótowego, logicznego myślenia. Starsze pokolenie pisało eseje, by wyrobić w sobie estetykę piękna. Czy wyszło im to na dobre? No cóż, to zależy od punktu widzenia. Dziś estetyka ważna jest tylko w architekturze, która i tak opiera się na logicznym myśleniu. Reszta to świat uporządkowanych i celnych analiz, które muszą być dokonane szybko i bezbłędnie.

Następnym czynnikiem różnicującym pracę tych dwóch pokoleń jest umiejętność skupienia i kodowania odbieranych bodźców. Tu również pokolenie X wypadnie słabiej. Nie lubiąc trzymać kilku srok za ogon, skupią się tylko na jednym zadaniu, do drugiego przejdą, gdy pierwsze zostanie zakończone pomyślnie. To sprawia, że są uważani za mało wydajnych pracowników i często daje się im mniej „poważne zadania”. Bardziej ambitne projekty,  w których oprócz dobrej precyzji liczy się czas, przekazane zostaną pokoleniu Y - osobom, które są wstanie wykonywać kilka rzeczy naraz z taką samą dokładnością. Wprawy nabrali jeszcze będąc nastolatkami, rozkładając swoją uwagę na płynącą muzykę MTV, pisanie sms-ów i odrabianą matematykę. Gimnastyka umysłu przydała się im w dorosłym życiu.

Kolejna różnica występuje w sposobie podejścia do problemów, jakie mogą pojawić się podczas wykonywanych zadań. Młodsze pokolenie, które nie lubi łamigłówek, potraktuje problem jak kolejną grę strategiczną. Jeśli nie będą mogli „zdobyć fortecy z lewej strony”, znaną sobie drogą, poszukają innej. Nie będą tracić czasu na zbędne dociekania dlaczego, tak się stało. Ich przeciwnicy z pokolenia X, uznają pojawianie się błędu za osobistą porażkę i zrobią wszystko, by ją usunąć, nawet do głowy im nie przyjdzie użycie innej metody. Nie mogą sobie przecież pozwolić sobie na krytykę szefa,  do której wagi nie przykłada młodsza generacja.

Sposób pracy i  zdrowsze podejście do spraw zawodowych dwudziestolatków sprawia, że są negatywnie odbierani przez doświadczonych kolegów. Pokolenie X widzi w nich zbyt pewnych luzaków, mało przejętych pracą, dla których liczy się zaspokajanie przyjemności. Z drugiej strony drażni ich fakt, że choć młodsi na pierwszy rzut oka „pracują gorszymi metodami”, są bardziej doceniani przez kierownictwo. A przecież to oni przychodzą wcześniej do pracy i biorą nadgodziny, by projekt był zrobiony na czas. Trzydziestolatkowie nie są wstanie zrozumieć, że tylko współpraca pokoleniowa może ułatwić im pracę i dać możliwości realizacji w życiu osobistym.

Różnice międzypokoleniowe dają swój upust w konfliktach. Co zatem zrobić, by to się zmieniło? Najprostszym rozwiązaniem jest zatrudnienie przez dyrektora dobrych trenerów, którzy w odpowiedni sobie sposób zderzą brutalnie te dwa światy, zmniejszając przepaść między nimi.

Speedball i woodsball, czyli tajna broń trenerów

Pokolenie X jest już oswojonym środowiskiem, które nie wymaga szczególnych działań trenera. Traktując szkolenia jako drogę na zdobycie lepszej posady, będzie sumiennie wykonywać ich polecenia. Dlatego trenerzy nie mają tu większych problemów. Inaczej jest w przypadku młodszych przedstawicieli. Młoda generacja Y, z natury lepiej wykształcona, będzie oczekiwać po szkoleniu czegoś więcej, niż tylko suchych faktów teorii. Dla nich liczy się rozrywka. Dlatego chętniej uczestniczą w grach zespołowych, wyjazdach integracyjnych, które nie są oklepanymi „wieczorkami zapoznawczymi”. Trenerzy w tej grupie wiekowej będą musieli bardziej wykazać się elastycznością i pomysłowością, by dotrzeć do ich mentalności. Samo szkolenie każdej grupy z osobna wydaje się banalnie proste, wystarczy dobrać odpowiednie metody i gotowe. Trudności zaczynają się, gdy trzeba pogodzić te dwa światy ze sobą i jeszcze coś im przekazać. Na wstępie dobre są szkolenia z zakresu budowania zespołu, a dopiero później szkolenia tematyczne. Gdy jako trenerzy zrealizujemy poniższe fazy projektu, możemy mieć pewność osiągnięcia celu, jakim jest zintegrowanie grupy, zmniejszenie konfliktu międzypokoleniowego i przekazanie wiedzy.

Na początek dobrze jest popracować nad zbudowaniem wzajemnego zaufania poprzez pogłębienie nieformalnych relacji między pracownikami. Potem zwiększenie wzajemnej świadomości współzależności i współodpowiedzialności, by dojść do poprawnej komunikacji.

Wszystkie te 3 fazy można wypracować w „grze zespołowej”. Uczestnicy „skazani na współpracę” mimowolnie zburzą mur miedzy sobą i odkryją swoje pozytywne strony. Szczególnym zwieńczeniem pracy trenerów będzie przeniesienie obozowych relacji na teren firmy, co podniesie jej wydajność i ułatwi zarządzanie personelem.

Dlatego, jeśli nam jako pracownikom HR i trenerom trafi się współpraca „międzypokoleniowa”, nie bójmy się jej. Potraktujmy to zderzenie kultur  jako wezwanie i dobry sprawdzian naszych umiejętności. Tym bardziej, że „nowe” pokolenia będą pojawiać się zawsze, i im szybciej się na nie uodpornimy, tym lepiej  dla na nas samych.

---

 Małgorzata Kopeć

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Cykl doświadczania w terapii Gestalt cz. III

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Jak sugerują praktycy terapii Gestalt, u osoby zdrowej psychicznie cykl doświadczania przebiega  w sposób ciągły i bez przeszkód czy przerw między fazami.

Warto jednakże pamiętać, iż między wycofaniem a kolejnym wrażeniem istnieje tzw. „płodna próżnia”, w której jednostka jest gotowa na pojawienie się kolejnej figury. Płodną próżnię odróżnia się od bezpłodnej, związanej z poczuciem pustki, przerażenia i bezsensu. Kolejne powstawanie figur z tła, przechodzenie ich do ludzkiej świadomości i ich rozpad to nieustanny proces, zależny do różnorodnych aspektów pola danego człowieka (Sills i in., 1999).

Świadomość własnych doznań i potrzeb umożliwia nieskrępowane dokonanie wyborów przez jednostkę na rzecz podjęcia określonych działań  i wejścia w kontakt (Jakubowska, 1994). Zdrowe funkcjonowanie to świadomy proces dostrzegania, tworzenia danej figury i podejmowania wybranego działania w teraźniejszości. Zdrowie to także branie odpowiedzialności za wybór figury i reakcji na nią (Sills i in., 1999). Samoregulacja organizmu w idealnych warunkach oznacza możliwość samorealizacji oraz możliwość znalezienia otoczenia, które najlepiej się do tego nadaje. Rzecz jasna w praktyce osiągnięcie tego stanu jest o wiele trudniejsze niż w teorii (Chu, 1993).

Podsumowując, należy pamiętać, iż każdy element cyklu jest niezbędny do pojawienia się kolejnej fazy. Niemniej jednak, czasami człowiek musi dopasować tempo i formę kontaktu do zmieniającego się otoczenia. W związku z tym, dana osoba czasami przerywa czy zawiesza dany cykl doświadczania, co może być rzeczą zdrową i przystosowawczą (Kepner, 1991).

---

Mateusz Grygiel

Psycholog Gdynia, psychoterapeuta. Prowadzi terapię indywidualną i terapię par.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 29 maja 2012


Cykl doświadczania w terapii Gestalt cz.II

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Każdy cykl doświadczania, zwany też cyklem kontaktu czy cyklem samoregulacji, można podzielić na fazy. Poszczególne fazy cyklu kontaktu przedstawione są poniżej.

·  Wrażenie związane z pobudzeniem to ogólne doznanie, które wyłania się  spośród wielu doznań cielesnych w danym momencie. Bodziec może dochodzić zarówno z wnętrza, jak i z otoczenia osoby (Kepner, 1991; Sills i in. 1999). Doznawanie pobudzenia to wszystkie surowe dane z receptorów, których organizm nie różnicuje (Kepner, 1991).

·  Tworzenie figury to zebranie doznań w jedną znaczącą całość. Figura zawiera znaczenie wrażeń ze względu na potrzebę i kontakt ze środowiskiem. Jeśli jest to możliwe, jednostka próbuje nazwać rozpoznaną figurę (Kepner, 1991; Sills  i in. 1999). Niemniej jednak, istotą jest samo doznanie, a nie słowne określenie figury. Inaczej mówiąc, figura to wrażenie, które wyróżnia się swoją żywością  i energią (Kepner, 1991).

·  Mobilizacja jest przypływem energii lub zainteresowania, które wprawia figurę w ruch. W tej fazie osoba decyduje też, co chce robić (Kepner, 1991; Sills i in. 1999). Jest to przygotowanie fizycznego podłoża do działania, poprzez osiągnięcie stanu gotowości, przygotowanie wsparcia dla swojej działalności i zgromadzenie zapasu energii (Kepner, 1991). Jak pisze Victor Chu (1993) organizm musi mieć motywację, by zbliżyć się do otoczenia.

·  Działanie z kolei, to pewne zachowanie czy ruch doprowadzający do kontaktu. Człowiek wprowadza swoje zamierzenia w życie (Kepner, 1991; Sills  i in. 1999). Poprzez działanie człowiek przekracza granicę między organizmem a otoczeniem (Kepner, 1991).

·  Kontakt stanowi wyjście naprzeciw potrzebie i faktyczne domknięcie figury. Wówczas wszystko inne staje się tłem (Kepner, 1991; Sills i in. 1999). Jak pisał Perls, kontakt to uświadomienie sobie nowego obiektu i zachowanie nakierowane na ów obiekt, jeśli jest on możliwy do zasymilowania lub jego odrzucenie, jeśli nie nadaje się on do asymilacji (za: Kepner, 1991). Inaczej mówiąc, skuteczny kontakt, zaspokaja potrzebę (Chu, 1993). Kontakt zachodzi na granicy między „ja” a środowiskiem (Kepner, 1991).

· Część psychoterapeutów Gestalt wyróżnia także fazę asymilacji – fizycznego  i psychicznego domknięcia, ulgi i zadowolenia. Jest to faza powtórnej oceny czy działanie było skuteczne czy nie (Sills i in. 1999).

·  Ostania faza to wycofanie i rozpad figury. Dana osoba traci już zainteresowanie daną potrzebą i daje sobie możliwość na stworzenie nowej (Kepner, 1991; Sills i in. 1999).

---

Mateusz Grygiel

Psycholog Gdynia, psychoterapeuta. Prowadzi terapię indywidualną i terapię par.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Cykl doświadczania w terapii Gestalt cz.I

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Psychoterapia Gestalt zakłada, że najważniejszym aspektem ludzkiego funkcjonowania jest interakcja czy też kontakt ze środowiskiem w celu zaspokojenia potrzeb jednostki.

Proces ten zachodzi na zasadzie tworzenia się figur, które wzbudzają w nas pewne zainteresowanie i niejako zmuszają do zachowań prowadzących do zaspokojenia owych potrzeb i ma on przebieg fazowy. Innymi słowy, całe otoczenie, w którym funkcjonujemy jest tłem, to natomiast, co w danej chwili jest najważniejsze, staje się figurą i wysuwa się na pierwszy plan w polu naszej uwagi (Kepner, 1991; Ginger, 2004). Ponadto, ludzie mają naturalną skłonność do domykania swoich figur, bez względu na to, czy są to myśli, uczucia, doświadczenia, czy działania. Zazwyczaj, gdy skończy się jedno działanie, jesteśmy gotowi do kolejnej akcji (Passons, 1985; Sills i in., 1999).

Jednakże, gdy cykl doświadczenia, zwany też cyklem kontaktu, nie jest w pełni zakończony (a zatem dana potrzeba nie jest zaspokojona) dochodzi do poczucia pewnej wewnętrznej presji do domknięcia figury – jest  to tzw. efekt Zeigarnik. Presja ta może mieć funkcję mobilizującą lub też może leżeć u podłoża silnego napięcia, które nierzadko przekształca się w nerwicę (Ginger, 2004). Obserwacja praktyczna sugeruje istnienie pewnych podstawowych, stałych procesów pojawiających się w określonym porządku  w kontakcie ze środowiskiem (Kepner, 1991).

Na potrzeby pracy psychoterapeuty Gestalt z drugim człowiekiem, ważną obserwacją był fakt, iż cykl doświadczania we wszystkich przypadkach przebiega bardzo podobnie, choć jego treść i czas trwania mogą być bardzo różne (Kepner, 1991; Sills i in., 1999).

---

Mateusz Grygiel

Psycholog Gdynia, psychoterapeuta. Prowadzi terapię indywidualną i terapię par.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Cztery fazy uzależnienia od Internetu

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Netoholizm – czyli uzależnienie od Internetu – to objaw psychicznej choroby XXI wieku objawiającej się nagminnym
i niczym nie usprawiedliwionym pociągiem do korzystania z zasobów Internetu. Można wyróżnić cztery fazy tego uzależnienia.

Faza I – zaangażowanie - zetknięcie się i zafascynowanie Internetem i komputerem jako nowością, poznawanie jego możliwości, regularne korzystanie z komputera.

Faza II - zastępowanie – ograniczenie czasu przeznaczonego na inne zajęcia, bezsensowne surfowanie po sieci. Charakterystyka:

- wzrost izolacji społecznej

– preferowanie kontaktów bezosobowych

- pierwsze ciągi komputerowe 

- wielogodzinne dyskusje, zabawy interaktywne, gry, ściąganie plików np. muzyka, filmy       

- sprawdzanie skrzynki e-mailowej kończy się wielogodzinną wędrówką po sieci, której nie jest potem w stanie odtworzyć (rodzaj "fugi internetowej")

-ograniczenie do minimum jakichkolwiek innych form aktywności – hobby, praca, nauka, kontakty towarzyskie

- zaniedbanie własnego zdrowia

– długie godziny przed komputerem, brak snu.

Faza III – ucieczka - problemy z bliskimi i wzrost poczucia winy spowodowany świadomością wszystkich zaniedbań przyczyniają się do zauważenia problemu. Mimo świadomości problemu, osoba uzależniona nie jest w stanie go rozwiązać i nie szuka jeszcze pomocy na zewnątrz. Kłamie, kręci, przerzuca odpowiedzialność na otoczenie.

Charakterystyka:

-dezorganizacja rytmu dnia, zarzucanie zajęć i izolacja powodują wzrost trudności w nadrobieniu zaniedbań i prowadzą do poczucia bezsilności

-próby ograniczenia lub zarzucenia korzystania z komputera kończą się fiaskiem

-„błędne koło” - im bardziej osoba uzależniona czuje się niespokojna i niezadowolona, tym większą ma potrzebę zachowań ucieczkowych, tym bardziej pragnie zapomnieć o problemie.

Faza IV – desperacja - gwałtowna próba powrotu do normalności. Pojawia się najczęściej jako następstwo pewnych okoliczności zewnętrznych wykluczających możliwość stosowania technik ucieczkowych np. odejście bliskich, utrata pracy lub niezdania do następnej klasy, odcięcie prądu, poważna choroba lub stany urojeniowe, niecierpiące zwłoki długi. Osoba uzależniona przestaje stosować mechanizmy obronne. Zaczyna szukać pomocy lub godzi się na nią.

---

Mateusz Grygiel

Psycholog, psychoterapeuta. Prowadzi grupę wsparcia dla osób otyłych w Gdańsku.

www.psychoterapiawgdyni.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

poniedziałek, 28 maja 2012


nerwica lękowa

Autorem artykułu jest marek Iks


Nerwica lękowa jest poważnym zaburzeniem psychicznym objawiającym się stałym odczuwaniem przez chorego napięcia, niepokoju i zagrożenia, które w rzeczywistości nie mają racjonalnych podstaw. Bardzo często osoby cierpiące na tę chorobę odczuwają lęk przed więcej niż jednym czynnikiem.

Lęk jest to uciążliwy stan emocjonalny, którego źródłem jest przewidywanie przez jednostkę niebezpieczeństw płynących z otoczenia bądź ulokowanych wewnątrz organizmu. Uczucie lęku tym różni się od odczuwania strachu, że strach jest związany z zagrożeniem bezpośrednim, natomiast lęk jest procesem wewnętrznym, psychicznym, odpowiedzią na jakiś bodziec niezwiązany bezpośrednio z zagrożeniem. Lęk objawia się psychicznie - jako uczucie niepokoju, dyskomfortu, bliżej nieokreślonego zagrożenia, zaś somatycznie przejawiać się może przyśpieszeniem pulsu, drżeniem ciała, nadmiernym poceniem się, suchością w ustach, nagłą potrzebą ucieczki lub niemożnością wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Nerwica lękowa może być spowodowana czynnikami genetycznymi, rozwojowymi, osobowościowymi lub ich połączeniem. Pierwsze objawy to utrata pewności siebie, zaburzenia apetytu, poszukiwanie akceptacji i opieki.
Zaburzenia lękowe prowadzą do powstania problemów z funkcjonowaniem w społeczeństwie, przez co nerwica staje się uciążliwa również dla otoczenia chorego. Pacjenci obawiają się wychodzenia z domu, zawierania nowych znajomości, znajdowania się w nieprzewidzianych przez nich sytuacjach.
Szacuje się, że zaburzenia lękowe występują u około 10% pacjentów. Leczenie nerwicy może przybrać formę terapeutyczną lub farmakologiczną, choć najczęściej uzupełniają się one wzajemnie. Aby było ono skuteczne, lekarz musi prawidłowo rozpoznać przyczyny występowania lęku. Nie warto leczyć nerwicy samemu - jesteśmy skazani wówczas na niemal pewną porażkę. Nerwice zawsze musi leczyć odpowiednio wykształcony lekarz psychiatra - pamiętajmy o tym!!!

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak zacząć odżywiać się mądrze?

Autorem artykułu jest Władysław Ochojski


Czy wiesz, czym jest mądre odżywianie się? Sprawdź, w jaki sposób możesz nauczyć się wybierać takie pokarmy, dzięki którym będziesz czuł się zdrowo i zadbasz o szczupłą sylwetkę na dłużej. 

Przedstawiam Ci wzorzec mądrego odżywiania się, dzięki któremu dowiesz się kiedy przychodzi dla Ciebie pora na jedzenie oraz jakie produkty wybrać, by czuć się dobrze i skutecznie pracować nad swoją sylwetką.

Bardzo często jest tak, że osoby z nadwagą maja bardzo niską świadomość tego, kiedy są rzeczywiście głodne,, a kiedy traktują jedzenie jako antidotum na stres. Problemem jest również to, że mimo iż jedzą kilka mniejszych posiłków zamiast 3 dużych to i tak tyją, ponieważ większość z nich zawiera dużą ilość węglowodanów. Znajdują się one również w gazowanych napojach alkoholowych, którymi niektórzy ludzie uśmierzają swój stres.

1.Jak rozpoznać, że nadszedł czas coś zjeść?

Określ dokładnie skąd wiesz, że nadszedł czas coś zjeść. Zauważ, w jaki sposób zaczynasz myśleć – czy używasz wrażeń wzrokowych, słuchowych, kinestetycznych czy może zapachowych? Uwzględnij wewnętrzne odczucia – sprawdź, czy jesteś napięty, rozdrażniony czy może rozkojarzony? Weź pod uwagę doznania z żołądka. Co czujesz, kiedy jest naprawdę pusty? Czy aktualnie właśnie to odczuwasz?

2.Jak rozpoznać, co najlepiej byłoby zjeść?

Pomyśl zdroworozsądkowo, co najlepiej byłoby zjeść w tym momencie? Co sprawiłoby, że po zjedzeniu poczułbyś się dobrze? Weź pod uwagę produkty, do których masz w tym momencie dostęp i wyobraź sobie, jak będziesz się czuł, kiedy zjesz któryś z nich. Postaraj wyobrazić to sobie jak najmocniej, pozwól sobie nazwać te odczucia: usatysfakcjonowany lub pełny. Możesz nawet zastosować metaforę np. „czuję się jak lekka mgiełka” lub „czuję się jak zwierzę” Sprawdź, co pojawia się w Twojej głowie – jakie dialogi, obrazy, zapachy czy odczucia. Co one mówią Ci o danym produkcie? Sprawdź, czy są wśród produktów takie, o którym myślisz, że będziesz zdrowy i właściwie odżywiony. Jeśli żaden produkt nie zapewnia Ci tego poczucia, pomyśl o innym do którego akurat nie masz dostępu.

3.Jak porównać swój stan przed i po zjedzeniu

Jeśli już zjadłeś konkretny produkt, pora na porównanie aktualnego stanu z poprzednim – przed zjedzeniem. Zastanów się, które doznanie jest przyjemniejsze?

Pierwsze: Jeśli stwierdziłeś, że Twój stan przed zjedzeniem był lepszy to prawdopodobnie powinieneś wypróbować więcej wyobrażonych produktów, żeby zjeść coś bardziej odpowiedniego. Jest również możliwe, że zbytnio pospieszyłeś się z jedzeniem – być może stres sprawił, że poczułeś „ssanie” w żołądku i źle je zinterpretowałeś.

4.Jak porównać z niezdrowym produktem?

Sprawdź, jakie masz odczucie po zjedzeniu idealnego produktu. Pozwól sobie odczuć to wszystkimi zmysłami. Zastanów się dokładnie, co się wtedy dzieje – w jaki sposób myślisz, czujesz, być może nawet coś widzisz?

Następnie sprawdź swoje odczucia po tym, kiedy zjadasz coś mniej zdrowego – np. ciastko z bitą śmietaną i popijasz colą. Jakie myśli, obrazy i odczucia pojawiają się wtedy? Sprawdź czym różni się ten stan z poprzednim.

A teraz pomyśl, że jesteś już kilka godzin po posiłku. Sprawdź, jakie odczucie wiąże się ze zjedzeniem niezdrowego produktu. Jeśli już wyobraziłeś sobie to odczucie, wybiegnij parę dni do przodu i znowu zastanów się, jakie masz odczucia związane ze zjedzeniem niezdrowego produktu przez kilka ostatnich dni.

W jaki sposób różnią się te odczucia do tych z kroku 3?

5. Rzutuj w przyszłość

Jeśli już znalazłeś właściwe produkty, dzięki którym czujesz się zdrowy i właściwie odżywiony, to sprawdź teraz, jakie jeszcze potrafisz wymyślić produktów związanych z podobnymi odczuciami. Wyobraź sobie, że odczucia zdrowia, właściwego odżywienia, dobrego samopoczucia, satysfakcji rosną dzięki temu, że wybierasz dobre produkty.

Wyobraź sobie siebie jako aktywną, radosną, pełną wigoru i zdrowia osobę, którą otaczają inni chcący żyć podobnie i rozwijać się tak jak Ty. Poczuj ten stan jak najmocniej wszystkimi zmysłami.

6.Sprawdź rezultat

Podczas nadchodzących dni i tygodni zwracaj uwagę na to, w jaki sposób praca, którą wykonałeś w tej chwili przekłada się na Twoje odżywianie i decyzje odnośnie pokarmu. Pozwól sobie odczuć, jak wpływają na Twoje samopoczucie. Eksperymentuj z tą techniką. Sprawdź, co możesz zrobić by jeszcze bardziej wzmocnić ten wzorzec i wpłynąć jak najmocniej na Twoje decyzje.

Do usłyszenia!

Władysław Ochojski

P.S. To jeszcze nie wszystko. Zobacz, co przygotowałem dla Ciebie w stopce...

---

Czekaj!

Już teraz, całkowicie za darmo  dowiedz się jak zadbać o swoją sylwetkę?

 

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 27 maja 2012


Złość dzieci

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Wyrażanie złości i rozróżnianie jej ekspresji od agresji jest sztuką, której można uczyć się całe życie. Jednakże to właśnie dzieciństwo jest okresem sensytywnym, gdzie uczymy się zasadniczych sposobów wyrażania swojego, również emocjonalnego, JA.

Jak zatem nauczyć dziecko konstruktywnego wyrażania złości?

- Po pierwsze przyjmować jej spontaniczne objawy ze spokojem a jednocześnie akceptacją faktu, że mój synek czy córeczka może się złościć. Warunkiem jest tutaj fakt, że ta spontaniczna ekspresja frustracji i gniewu nie wyrządza nikomu i niczemu krzywdy. Gdy dziecko przychodzi do nas i jest wkurzone, należy to zauważyć i powiedzieć mu: „Widzę, że jesteś zły/-a. O co chodzi?”. Uczymy dziecko w ten sposób rozpoznawania i nazywania emocji a jednocześnie informujemy je, że złość to nie koniec świata a problemy, które je wywołują są do rozwiązania. Jednakże tak, jak w lustrze dzieci widzą w nas swoje emocje tak, jak w lustrze odbijają nasze sposoby reagowania na nie. Jeśli my uciekamy się do przemocy werbalnej lub fizycznej – nie oczekujmy, iż dziecko nie będzie tego robić. To po prostu niemożliwe.

 - Pamiętać, że gnębienie psa, kota czy innego zwierzaka pozostawione bez krytycznej uwagi rodzica jest cichym przyzwoleniem na sadyzm i przedmiotowe traktowanie zwierząt!

- Rozmawiać o złości z dzieckiem, językiem dopasowanym do jego wieku. Myślenie, iż nie ma co rozmawiać z dzieckiem o emocjach jest mitem wypływającym z traktowania maluchów jako osoby gorsze czy głupsze – a tymczasem dzieci są takimi samymi ludźmi i tak samo zasługują na szacunek i dialog. W sytuacji, gdy dziecko wpadnie w szał należy tylko zakomunikować „widzę, że jesteś zły, ale nie będziemy rozmawiać dopóki się trochę nie uspokoisz”. Rozmowa w takim stanie szybko zamieni się w szarpaninę i krzyki i niczemu nie posłuży. Jednakże do tej rozmowy dojść musi.

- Dzieci na ogół lubią rysować – rysunek do doskonała forma na wyrażenie emocji, w tym złości. A w dodatku jest to też nauka twórczości.

- Można też zasugerować maluchowi, aby wykrzyczał się w domu, w łazience, w przydomowym ogrodzie. Tam, gdzie jest to adekwatne i nikomu nie przeszkodzi. Jest to dobry sposób na upust nadmiaru energii.

-  Zezłoszczone dziecko może też coś zniszczyć, co nie jest nikomu potrzebne (np. porwać stare gazety) lub uderzać w materacyk czy poduszkę. Nie nauczy się od tego zachowań destruktywnych i agresji, jeśli każdorazowo rodzic będzie pilnował, żeby faktycznie była to tylko nieożywiona poduszka czy papier. Warto pamiętać, iż dzieci mają tendencje do personifikowania misiów i lalek. W związku z tym bicie misia w małym umyśle jest równoważne z biciem kogoś żywego – a to nigdy nie powinno mieć miejsca!

Podsumowując, dziecko ma prawo się złościć. Dziecko ma prawo znać swoje prawa. Dziecko ma prawo wyrażać swoją złość, ale nie powinno krzywdzić nikogo i niczego. Rodzic ma prawo być zły i sfrustrowany, także na dziecko, ale nie ma prawa stosować przemocy fizycznej i psychicznej. Rodzic ma prawo popełniać błędy, ale ma też obowiązek się na nich uczyć.

W sytuacji bardzo trudnej lub utrzymujących się problemach z pociechą warto skonsultować się z psychologiem lub psychoterapeutą.

---

Mateusz Grygiel

Psycholog Gdynia, psychoterapeuta. Prowadzi terapię indywidualną i terapię par.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 26 maja 2012


Samourzeczywistnienie wg. A. Maslowa cz. II

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Maslow pisze również o  zdrowej miłości jako pozbawionej reakcji obronnych, spontanicznej i uczciwej. Osoby, które osiągnęły samourzeczywistnienie mogą w ten sposób kochać i tak być kochanym.

Ponadto, Maslow zgadza się z Frommem, że w miłości są niezbędne troska, szacunek, odpowiedzialność i zrozumienie, ale dodaje też radość, zadowolenie, uniesienie, uczucie szczęścia, wesołość. Taki stosunek do drugiej osoby jest celem samym w sobie a nie środkiem by coś osiągnąć. Jest to tzw. miłość B (being) przeciwstawiona miłości D (deficiency) spowodowanej własnymi brakami czyli samolubnej lub neurotycznej.

Doznania szczytowe. Dwa typy poznania: poznanie B (istoty) i D (powodowany własnymi brakami). Mogą pojawiać się w różnych okolicznościach np. miłości B, wzruszeń rodzicielskich, doznań mistycznych, przeżywania przyrody, momentach twórczych itp. Może je osiągnąć każdy, lecz u osób, które osiągnęły samourzeczywistnienie jest ich więcej, są intensywniejsze i doskonalsze. Podczas nich przedmiot skupia na sobie całą uwagę, nie jako element pewnej klasy i nie ze względu na jego korzyści dla człowieka. Doznania te są celem samym w sobie. Towarzyszą im: utrata poczucia czasu i przestrzeni, emocjonalna reakcja podziwu i czci, obiektywizm, zanik nastawienia obronnego, całkowita akceptacja obiektu.

Hierarchia potrzeb - motywacyjny charakter. Potrzeby te są powszechne i instynktopodobne czyli nie ujawniają się (zwłaszcza wyższe) gdy nie ma stosownych warunków do ich zaspokojenia. Potrzeby:

- Fizjologiczne - mogą całkowicie zapanować nad jednostką (np. przy głodówce).

- Bezpieczeństwa - pragnienie zaspokojenia tej potrzeby obserwuje się głównie u dzieci. U dorosłych zapewniają ją etatowe posady, ubezpieczenia. Często zaburzenia poczucia bezpieczeństwa obserwuje się w nerwicy (normalnie obserwuje się je podczas kryzysów, wojen, kataklizmów).

- Przynależności i Miłości - często nie są zaspokojone (inaczej niż fizjologiczne i bezpieczeństwa), co stanowi powszechne podłoże nieprzystosowania i zjawisk psychopatologicznych. Chodzi tu o miłość D nie B. Miłość B może wystąpić jeśli inne potrzeby, w tym miłość D, zostaną zaspokojone.

- Szacunku - czyli wysokiej stabilnej samooceny, osiągnięć, niezależności i wolności. Szacunek innych musi być zasłużony.

- Samourzeczywistnienia - przed nią są też potrzeby poznawcze i estetyczne lecz Maslow nie kładzie na nie nacisku.

Niższa potrzeba może być czasowo zaspokojona i dopiero wtedy może pojawić się potrzeba wyższa. Nie jest ani możliwe ani konieczne aby coś było zaspokojone w 100%, mówi się raczej "zaspokojone w dużym stopniu". Potrzeba może być zaspokojona jedynie przez immanentnie właściwe czynniki. Czyli osobę głodną może zaspokoić jedynie pokarm. Dlatego też nie ma mowy o zaspokojeniu przez kojarzenie poprzez wzmocnienie. Są one uniwersalne dla kultury ludzkiej.

Różnice między potrzebami niższego a wyższego rzędu. Im wyżej w hierarchii znajduje się dana potrzeba tym później pojawia się w rozwoju filo- i ontogenetycznym. Tym mniejsze jej znaczenie dla biologicznego przetrwania organizmu, w tym mniejszym stopniu odczuwana jest jako nagląca więc jej gratyfikacja może być odroczona. Napięcia związane z potrzebami wzrostu są postrzegane jako przyjemne i pożądane a niedoboru jako przykre i często nieakceptowane. Im potrzeba jest niżej w hierarchii tym zachowanie mające na celu jej zaspokojenie jest bardziej przewidywalne. Przy potrzebach wzrostu gratyfikacja zwiększa potrzebę ("apetyt rośnie w miarę jedzenia") dając zarazem zdrowie, natomiast zaspokojenie potrzeb niedoboru jedynie chroni przed chorobą. Ponadto, sposób zaspokojenia potrzeby samourzeczywistnienia jest specyficzny dla jednostki i mniej zależny od otoczenia. Samorealizacja integruje wszystkie poziomy funkcjonowania osoby a zarazem może integrować ją z otoczeniem.

Teoria zakłada również, iż destruktywność i agresja są wyuczone lub reaktywne. Prawdziwa jaźń jest dobra i społeczne środki kontroli są niepotrzebne a nawet szkodliwe.

Dane empiryczne. Potrzeby są podstawowe, ponieważ: brak ich zaspokojenia przeszkadza w osiągnięciu zdrowia psychicznego, zaspokajanie chroni przed chorobą, przywrócenie czynnika przezwycięża chorobę, osoba pozbawiona czynnika przekłada go nad inne zaspokojone oraz u osób zdrowych występuje brak tych potrzeb.

Następnie, organizm jest zdolny do samoregulacji zmierzającej do homeostazy. Dzieci i zwierzęta pozostawione same dobierają właściwie swoją dietę. W eksperymentach nad półgłodówką badani myśleli o jedzeniu a inne zainteresowania zanikały.

Jeśli w historii jednostki potrzeba była zaspokajana to powinna ona dłużej znosić deprywację oraz potrzeby raz wystarczająco zaspokojone nie będą dłużej dominować i nie pojawią się też ponownie w zachowaniu.

- czynność ssania - frustracja ssania powoduje ssanie nie powiązane z pobieraniem pokarmu. Nie pojawiają się takie zachowania jeśli podczas karmienia jest wystarczająco dużo ssania. Występuje to u psów (nie ludzi) a potrzeba kontaktu z miękką materią u małp. Stanowi to ograniczone poparcie dla teorii.

- niewłaściwa opieka matki - Ribble mówi, iż właściwa opieka to kontakt fizyczny. Brak powoduje negatywistyczne podniecenie lub regresywny bezruch. Po zapewnieniu dobrej opieki następowała poprawa. Spitz - choroba sieroca i wzrost wskaźnika śmiertelności u niemowląt rozłączonych z matką. Dzieci nie były przy tym źle traktowane lub zaniedbane fizycznie. Były zastrzeżenia metodologiczne, problemy z uogólnieniem wyników oraz zarzuty wyolbrzymiania negatywnych skutków rozłąki.

Dane przeczące: kibuce (kolektywne osady w Izraelu) - dzieci są tam wychowywane razem, pod okiem pielęgniarki, bez matek (podobnie jak w badaniach Spitza). Wykazano ich normalny rozwój a nawet większą dojrzałość. Inni badacze nie zgadzają się, że jeżeli już wystąpiły zaburzenia to ich przyczyną był brak matki.

---

Mateusz Grygiel

Psycholog, psychoterapeuta. Prowadzi grupę wsparcia dla osób otyłych w Gdańsku.

www.psychoterapiawgdyni.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Samourzeczywistnienie wg. A. Maslowa cz. I

Autorem artykułu jest Mateusz Grygiel


Osoba osiągająca samourzeczywistnienie powinna wykazywać najlepsze cechy, których osiągnięcie umożliwia natura ludzka w takich dziedzinach, jak spostrzeganie, twórczość, pełny rozwój osobowości i stosunki interpersonalne."

Oto 15 cech osoby osiągającej samourzeczywistnienie (zebrane na podstawie danych o ludziach, którzy osiągnęli samourzecz., Maslow niewiele mówi o metodach i składzie próby a niektóre cechy pokrywają się):

1. Bardziej efektywne spostrzeganie rzeczywistości i lepszy z nią kontakt. Łatwo wykrywają fałsz, udawanie, innych oceniają trafnie, łatwiej rozróżniają nowość / starość, konkret / abstrakcję, indywidualność / ogólność i poszufladkowanie, znoszą łatwiej niepewność i wieloznaczność.

2. Akceptacja samego siebie i innych. Małe poczucie winy i wstydu czy lęku, nie mają nastawienia obronnego.

3. Spontaniczność. Głównie w myśleniu, ale i w zachowaniu. Jednak nieprzestrzeganie przyjętych zwyczajów nie jest cechą charakterystyczną ich zachowania. Niekonwencjonalność nie służy wywieraniu wrażenia na innych, mogą ją nawet tłumić by kogoś nie urazić.

4. Skoncentrowanie na problemach. Nie na Ja, tylko na ważnych problemach poza nim, których rozwiązanie uważają za swe posłannictwo życiowe.

5. Oderwanie; potrzeba odosobnienia. Nie przeszkadza im samotność ale i nie poszukują jej.

6. Autonomia. Niezależność od kultury i środowiska.

7. Ciągła świeżość odczuć. Czerpią natchnienie i siłę z podstawowych doświadczeń życiowych, niekiedy z czegoś co robili / spostrzegali wielokrotnie.

8. Mistyczne doznania czyli poczucie bezmiaru. Maslow opisuje to jako: "uczucie nieograniczonych horyzontów otwierających się dla wzroku, uczucie, że jest się jednocześnie bardziej potężnym i bardziej bezradnym niż ktokolwiek przedtem, uczucie wielkiego uniesienia, zdumienia i grozy, zagubienia w czasie i przestrzeni, połączone wreszcie z przeświadczeniem, że zdarzyło się coś niezwykle ważnego i wartościowego".

9. Zainteresowanie społeczne. Uczucie utożsamiania się i współodczuwania z ludzkością oraz miłości do niej (choć boleje nad jej wadami).

10. Stosunki interpersonalne. Charakteryzuje je wielka powaga i głębia, osoby te są związane z niewieloma ludźmi, wrogość jest raczej reaktywna (wywołana przez sytuację) niż chroniczna.

11. Demokratyczna struktura charakteru. Szanują innych, potrafią się od nich uczyć i potrafią także nawiązywać stosunki z innymi bez względu na to, kim są (brak uprzedzeń).

12. Odróżnienie środków od celów. Często też umieją cieszyć się środkami (zachowania parateliczne).

13. Poczucie humoru. Filozoficzne i niezłośliwe.

14. Twórczość. Pierwotna twórczość, wypływająca z nieświadomości, coś zupełnie nowego, w odróżnieniu od wtórnej (pozbawionej wyobraźni i sztywnej). Twórczość jest możliwa dla każdego i nie trzeba mieć talentu czy specjalnych umiejętności. Kładzie się tu nacisk na proces pierwotny, który przejawia się w codziennym życiu.

15. Odporność na wpływy kulturowe. Dobrze sobie radzą w obrębie kultury lecz są od niej oderwani.

Mimo tego ludzie ci nie są doskonali. Mają zwykle słabości, potrafią być bezwzględni i odpychający / obojętni wobec innych.

Część druga artykułu: Samourzeczywistnienie wg. A.Maslowa cz. II

---

Mateusz Grygiel

Psycholog Gdynia, psychoterapeuta. Prowadzi terapię indywidualną i terapię par.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Poznać kobiecą psychikę

Autorem artykułu jest Jarosław Chmielewski



 Obcując z kobietą, musisz uważać na dwie rzeczy: mówienie i słuchanie. W praktyce polega to na tym, że rzucane od czasu do czasu „no”, „jak uważasz” albo „tak, kochanie” będą ją irytować. I nie ma się czemu dziwić. Rozmawiaj z nią. Komunikuj się z nią wprost.

Nie wiadomo skąd wzięło się stwierdzenie, że kobiety zrozumieć się nie da. Da się. Jak się chce, to wszystko się da i nie ma rzeczy niemożliwych. Więc zamiast udawać, że kobieta to gatunek tak niepojęty, przepełniony tajemnicami i czającymi się na każdym kroku pułapkami… lepiej zadać sobie odrobinę trudu. I wtedy okaże się, że kobiety nie są z Wenus.

Taka już natura stereotypów, że są krzywdzące. Niesprawiedliwe. I fałszują rzeczywistość. Więc jeśli naprawdę chcesz poznać i zrozumieć kobietę, przestań myśleć, że gdy ma ona PMS to jest jak ładunek wybuchowy, nie wierz w to, że nigdy nie wie, czego chce i o co jej tak naprawdę chodzi, ani w to, że potrafi płakać bez powodu. Niektóre kobiety pewnie tak mają, ale nie wszystkie. Są różne. Nie wszystkie wzruszają się na komediach romantycznych, nie wszystkie boją się pająków.

Zamiast tłumaczyć sobie zachowanie jakiejkolwiek kobiety tym, że jest kobietą, a więc i tak nie da się jej zrozumieć – spróbuj ją poznać. Wysil się, poznaj jej motywację. Dowiedz się, co myśli i co czuje. To nieprawda, że kobiety nigdy nie wiedzą, co im w głowie siedzi. Czasami nie są pewne, jak to przekazać. Albo nie chcą się tym podzielić. Ale rzadko kiedy są zupełnie nieświadome. Traktuj to, co do Ciebie mówi, jakby było prawdą, ale jednocześnie miej świadomość, że w gruncie rzeczy może chodzić o coś innego. Nie oznacza to, że zawsze tak jest. Ale nie dziw się, jeśli się okaże, że co innego myśli, co innego mówi, a jeszcze co innego robi. A Ty tak nigdy nie masz? Zawsze jesteś spójny? No właśnie. Nie bagatelizuj jej złych humorów, ale też nie przejmuj się każdym docinkiem wypowiadanym w chwili złości. Znoś jej zmienne nastroje, bo każdy takowe posiada, Ty też, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy.

Staraj się zrozumieć jej kompleksy i obawy. Dbaj o jej wysoką samoocenę. Jeśli decydujesz się na komplementy, wysil się na coś więcej niż wyświechtane „ładnie wyglądasz”. Bądź spontaniczny, wykazuj się inicjatywą, ale pozwól wykazać się także jej. Bądź jej przyjacielem, kolegą i kochankiem. To wcale nie takie trudne!

---

Dowiedz Się Więcej

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 25 maja 2012


O syndromie DDA słów kilka - część 4

Autorem artykułu jest Anna Zgierska


Co nieco informacji na temat charakterystycznych wzorców oraz zachowań DDA/DDD (Dorosłe dziecko Alkoholika/Dorosłe Dziecko Dysfunkcyjne), które wpływają obciążająco na wiele aspektów dorosłego życia.

Samoocena DDD może bardzo wzrastać gdy udziela ono komuś wsparcia. Tendencja do mylenia miłości z litością i przyciąganie ludzi pokrzywdzonych jest bardzo charakterystyczne dla opisywanych przeze mnie osób. Dlatego istotne jest, aby odróżnić chęć litowania się nad kimś, pomagania od prawdziwego zaangażowania uczuciowego. DDD może czuć się bezpiecznie z drugim DDD, gdyż po części wie czego może się spodziewać po takiej osobie. Związek może wyrażać podświadomą chęć uzdrowienia samego siebie. DDD najczęściej próbuje zapobiegać w relacji stanom oraz zachowaniom, które samo przeżyło. Może chcieć nadmiernie kontrolować sytuację lub wierzy, że dokładnie zna własnego partnera. Nadopiekuńczość, dążenie do stworzenia doskonałego związku jest częste, jednak DDD szybko zawodzi się realną sytuacją. Doznaje poruszenia, gdy nie może zmienić partnera, lub dostosować okoliczności pod własne lęki i wyobrażenia. Skłonność do tworzenia związków z osobami, które także wiele przeżyły jest całkowicie naturalna. Ludzie szukają zrozumienia i wierzą, że podobne doświadczenia do siebie zbliżają. Jednak DDD bardzo często nie dostrzega prawdziwej jakości relacji w której tkwi. Nadal powtarza stare schematy oraz role własnych rodziców, lub te własne nieco patologiczne. Nie widzi, że nadal rezygnuje z siebie i najczęściej chce chronić lub zmieniać własnego partnera. Nie może idealnie funkcjonować w związku, doznając starych urazów i emocji. Myślę, że u DDD charakterystyczna może być wiara w to, że jako jedyne potrafi stworzyć coś idealnego, wartościowego, a szczególnie jeśli chodzi o stworzenie rodziny i związki z innymi osobami. Takie osoby Dążą do uniknięcia powtórki z przeszłości, najczęściej jednak ze zgubnym skutkiem, ponieważ nie uzdrowiły własnego życia. Wtedy próba zatuszowania przeszłych doświadczeń jest niemożliwa. 

Lęk przed porzuceniem może skutecznie zablokować drogę do szczęśliwego życia. Działa niesprzyjająco na tworzenie związków oraz utrudnia zaangażowanie się. DDD reaguje często bardzo skrajnie. Boi się tworzyć głębokie związki uczuciowe, a jednocześnie ich pragnie. Same rozstania są zazwyczaj pełne emocji. Nienaturalnie szybkie, wręcz pokazujące drugiej osobie brak zainteresowania lub niezwykle bolesne dla samego DDD. Często pragnie ono całkowitej jedności z drugą osobą, stopienia się i funkcjonowania w pewnym połączeniu. W takiej sytuacji nie trudno o kontrolę i nieporozumienia. Lęk przed porzuceniem może towarzyszyć DDD przez cały czas trwania związku, także dzięki niskiej samoocenie. Odejście to częste skojarzenie z psychicznym, i emocjonalnym oddaleniem się rodziców. W związkach z innymi przejawiamy tak naprawdę związki z naszymi rodzicami, dlatego DDD przy nieuzdrowionej relacji z nimi, może mieć duże trudności w zdrowym współżyciu i integracji. 

Dzieci doświadczające nieprzewidywalnych zachowań w swojej rodzinie, równie często nie wiedzą kiedy spodziewać się porzucenia lub nieobecności. Rodzice, którzy przyczyniają się do takiego stanu rzeczy, robią to bardziej lub mniej świadomie, zależy od rodzaju dysfunkcji. Jednak zawsze wpływa to na ukształtowanie się w dziecku lęku przed opuszczeniem, nieprzewidywalną reakcją drugiej osoby. DDD boi się porzucenia ze względu na własną niską samoocenę oraz pamięć poprzednich wydarzeń. Samotność to stan, którego dziecko doświadcza bardzo często. Na pewno w rodzinie z problemem alkoholowym lub przy innym gdzie rodziców również „nie ma”, dziecko skazane jest na samotność. Buduje w sobie przekonanie, że na innych nie można liczyć, lub, że skazane jest samo na siebie. Gdzieś w głębi boi się opuszczenia oraz odejścia, jednak próbuje się dostosować do owej sytuacji. W późniejszym życiu może bać się, doświadczenia tego ponownie. Zdarza się, że pozostaje w pewnej izolacji, a nawet nie próbuje wchodzić w ewentualne związki.

Często ten żal trwa bez końca. Nieważne ile się nad tym pracuje, w przypadku gdy człowiek nie doczeka się rekompensaty za swoje cierpienie tym bardziej nie poradzi sobie z zalegającymi emocjami. DDD próbuje wyprzeć przeszłość lub zajmuje się nią bardzo wnikliwie. Ostatecznie obie drogi prowadzą do depresji jeżeli jakość życia nie ulega przez lata poprawie. Nie można odrzucić bolesnej przeszłości. Przychodzi czas, kiedy człowiek czuje się tym co miało miejsce, nie przygląda się temu, a staje się tym co przeżył. Wtedy następuje moment wyboru, aby coś z tym zrobić, albo próbować wciąż oszukiwać samego siebie. „Cały składam się z ran, jestem jak pozszywany” – to wypowiedź pewnej znajomej osoby. Skąd więc czerpać motywację? 
Jak żyć skoro pomimo pracy nad sobą, ciągle ma się świadomość utraty? Przeszłość posiada taką umiejętność, aby uczynić sobą teraźniejszość i przyszłość. Walka nie jest skuteczna,tylko miłość może pomóc w uzdrowieniu. DDD nie mówi najczęściej o swojej rodzinie. Czasem boli fakt, że całe życie staje się uzdrawianiem siebie. Kiedy więc przyjdzie moment, w którym człowiek uśmiechnie się i pomimo własnej tragedii powie „warto żyć, uśmiecham się na myśl o wszystkim tym co było i tym co odeszło”. 


Okazywanie emocji lub też przejawów niezgadzania się z sytuacją rodzinną jest zazwyczaj w dysfunkcyjnym systemie karane. Większość emocji traktowanych jest jako przejaw słabości. Dziecko, może być w pewien sposób manipulowane, aby myślało, że to co odczuwa czy myśli na temat sytuacji rodzinnej jest nieprawidłowe. Stąd wpajanie poczucia winy, przekonania, że wszystkie odczucia dziecka są „przesadzone” oraz zupełnie nieadekwatne. Skutkować to może doznaniem pewnego rodzaju pomieszania oraz zagubienia w sferze emocjonalnej. Dziecko może już nie wiedzieć do końca co czuje i zablokować w sobie naturalną ekspresję. DDD często wstydzi się własnych emocji, nie okazuje strachu, wypiera pewne zachowania i odczucia mając na ich temat zakorzenione negatywne przekonania. Skłonne może być do ukrywania własnych emocji, gdyż wcześniej traktowane były one jako przejaw słabości. 


DDD w pewnym sensie uczy się zaufania do samego siebie. Wie, że musi polegać wyłącznie na sobie. Nauczyło się tego w dzieciństwie, kiedy nie zawsze mogło liczyć na wsparcie najbliższych. Życie w niesprzyjającej rodzinie często staje się walką. Walką o siebie i lepszą przyszłość, często nawet o przetrwanie. Dziecko dorastając pragnie wyrwać się z toksycznych więzów i zacząć inne życie. Zazwyczaj w planach ma stworzenie utopii, czegoś zupełnie odmiennego niż dom w którym wyrosło. Dziecko często czuje się jak bohater, wojownik walczący o wielką sprawę. Nie uświadamia sobie, że mimo tego wszystkiego i tak nasiąka negatywnymi wzorcami ofiary i staje się człowiekiem skrzywdzonym. Doświadczenia rodzinne często wywołują w DDD takie poczucie, że nie istnieje nic co mogłoby je zaskoczyć. Z przekonaniem, że może liczyć wyłącznie na siebie wyrusza w świat. Nie dostrzega jak często tworzy dystans z innymi ludźmi, jak bardzo odcina się od własnych emocji. Trudno w tym stanie przyznać się do własnego cierpienia, własnej porażki. Najtrudniej do tego, że jednak było się ofiarą i doświadczało się tych wszystkich bolesnych rzeczy.


O DDD/DDA pozytywnie

Takie dzieciństwo z reguły podcina skrzydła¸ trzeba zwykle wielu lat pracy, by odzyskać równowagę emocjonalną i zacząć tworzyć własne, zdrowe życie. Wpływ alkoholizmu i innych sytuacji patologicznych jest ogromny, DDD/DDA niemal w każdej dziedzinie życia czują się okaleczeni, wyobcowani, nie na miejscu. Jeżeli nie znajdą w sobie odwagi do zmienienia własnego życia powtórzą jedynie role obserwowane lub narzucone w dzieciństwie.

DDD/DDA to osoby najczęściej bardzo wytrwałe, pomocne, empatyczne. Pomimo lęków oraz znacznej niepewności i wycofania emocjonalnego mogą okazać się wspaniałymi przyjaciółmi. Rozumieją bowiem ciężkie problemy, „nic nie robi na mnie wrażenia” – wypowiedź jednej osoby z forum. Pewnego rodzaju znieczulenie lub uodpornienie tak naprawdę mogą stanowić dobrą podstawę do stania się empatycznym. Jeżeli zrozumieją własną krzywdę i będą w stanie ją uzdrowić, mają szansę na zbudowanie innych relacji z ludźmi. Trudne wydarzenia w dzieciństwie pozwalają nam zrozumieć istotę życia, rozmaitych problemów społecznych, a następnie zbudować dojrzałość po uzyskaniu wglądu we własną przeszłość. To wszystko wydaje się trudne, ale po intensywnej pracy nad sobą można docenić tak bogatą przeszłość

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

O syndromie DDA słów kilka - część 3

Autorem artykułu jest Anna Zgierska


Co nieco informacji na temat charakterystycznych wzorców oraz zachowań DDA/DDD (Dorosłe dziecko Alkoholika/Dorosłe Dziecko Dysfunkcyjne), które wpływają obciążająco na wiele aspektów dorosłego życia.

Wychowani w dysfunkcyjnej rodzinie nie potrafią porzucić kontroli i oddać się spontaniczności. To dla nich zbyt trudne, oznaczałoby bowiem godzenie się na to co niesie rzeczywistość. Dziecko zazwyczaj nie wiedziało czego się może spodziewać po członkach rodziny. Nieprzewidywalność sprawiała, że funkcjonowało w ciągłym poczuciu lęku i niepokoju. Dlatego już jako dzieci, a potem dorośli ciągle pilnują własnych reakcji oraz ekspresji emocjonalnej. Ich życie nie jest wolne od kontroli siebie oraz otoczenia. DDD może mieć skłonność do sprawdzania czy pewne reakcje emocjonalne są pożądane i akceptowane w danej sytuacji. Dopiero Po ocenieniu jej jako bezpiecznej i znanej, dopasowuje się do otoczenia. Spontaniczna zabawa praktycznie nie istnieje, dziecko zmuszone było poświęcać czas na inne czynności, które często były niekorzystne a nawet niebezpieczne dla zdrowia psychicznego. Zdolność do odprężania się u DDD najczęściej zanika. Nie potrafi już wypoczywać, wybaczać sobie, poddawać się przyjemnym sytuacjom. A nawet jeśli, trudno w tym o równowagę. W skrajnych przypadkach, 
w rodzinie zabawa zawsze oznaczała picie, bądź też kończyła się przemocą. W umyśle DDD głęboko zakorzeniło się wyobrażenie, o takim a nie innym stanie rzeczy. Nie jest już w stanie pozytywnie kojarzyć zabawy, a jedynie z sytuacjami zagrażającymi oraz wywołującymi nieprzyjemne odczucia.

Lęk przed popełnieniem błędu, lub byciem niedoskonałym skutecznie odbiera życiu naturalność. Takie emocje często towarzyszą DDD, które skłonne jest kontrolować siebie na każdym kroku. Popełnienie błędu oznacza zazwyczaj kierowanie szeregu negatywnych emocji wobec siebie. Dążenie do perfekcji oraz wyobrażenia: „nie daruję sobie”, „muszę to osiągnąć, nie mogę przegrać”, związane są z działaniem wyuczonym, ograniczającym. DDD często chce zrekompensować sobie nieudane dzieciństwo. Odznacza się odwagą, wytrwałością, dążeniem do osiągania sukcesów. Często jednak przybiera to negatywną formę, gdyż sprawia, że życie staje się sztywne i nienaturalne.  Z popełnianiem błędów w dysfunkcyjnej rodzinie często wiąże się odczuwanie poczucia winy oraz zakłopotania. Za popełnienie ich można było ponieść straszne konsekwencje w postaci obciążenia negatywnymi emocjami lub też doświadczeniem nieporozumień. Naturalną reakcją jest więc zaprzeczanie w późniejszym życiu. Nie przyznawanie się do pewnych stanów emocjonalnych lub zachowań. DDD może chcieć uniknąć ewentualnych kłótni i przez to żyć w zakłamaniu. 


Samookłamywanie w takiej rodzinie jest zazwyczaj na porządku dziennym. Członkowie rodziny przerzucają na siebie wzajemnie odpowiedzialność oraz reagują nieadekwatnie na wypominane im braki. Kłamstwo pomaga uchronić się od przeżywania frustracji i niszczących emocji. DDD w późniejszym życiu może notorycznie oddawać się kłamstwu, aby zastąpić życiowe braki lub zabarwić inaczej rzeczywistość. Trudno bowiem nauczyć się zdrowego podejścia do rozwiązywania konfliktów. Są one zazwyczaj maskowane lub zastępowane innym zachowaniem. Dziecko uczy się uciekać od problemów, od poszukiwania możliwości. Okrywa się toksycznym wstydem. Nawet jeśli żyje już samo, po wielu latach może utrzymywać dystans w stosunku do innych. Ciągle jest skłonne dochowywać tajemnicy i unikać bardziej osobistych rozmów. Najważniejsze problemy, szczególnie w rodzinach z problemem alkoholowym są ukrywane. Szczególnie fakt picia czy silnej przemocy. Obwinianie, manipulacja każą dziecku widzieć świat inaczej. Zamiast uwolnić się z tej sytuacji myślą one, że problem jest w nich samych, a nie na zewnątrz. Zdominowane i Osłabione tą, a nie inną sytuacją, przestają się bronić.

Przebywanie w dysfunkcyjnej rodzinie przyczynia się do powstania poczucia bezradności, oraz wewnętrznej słabości. Gdy niekorzystna rozwojowo sytuacja trwa przez wiele lat, DDD zaczyna utrwalać w sobie i przejawiać na co dzień wzorce ofiary. To skutecznie uprzykrza życie. Syndrom wyuczonej bezradności stanowi zespół wzorców, które przyczyniają się do negatywnego spostrzegania siebie oraz otaczającego świata. Utrwalone przekonania „nic nie mogę zmienić”, „nie wiem co mam robić, to i tak nic nie da” to te przykładowe, które wpływają demotywująco na działanie. Jednostka z takim nastawieniem, zakodowanym lękiem i bezradnością, nie jest w stanie dążyć do zmian i urzeczywistniać własnych planów. Szczególnie jeśli doświadczyła zawodu na sobie, podczas życia w toksycznej rodzinie. Przecież tyle razy próbowała już coś zmienić, lub uwolnić się. Pozostawanie w roli ofiary wiąże się z częstym przeżywaniem depresji oraz wycofaniem społecznym. DDD może być bardzo ciężko zmienić swoje życie, ponieważ wyrosło w otoczeniu, które często działało negatywnie na samoocenę. Nauczyło się rezygnować z własnych marzeń i przez to może nie wierzyć w możliwość przeprowadzenia zmian.

Wyuczone poczucie kontroli zmusza często DDD do prowadzenia uporządkowanego życia. Doświadczanie wielu negatywnych przeżyć w dzieciństwie skutkuje często przejawianiem zachowań kompulsywnych, które zazwyczaj służą stłumieniu lęku oraz wspomnień. DDD może wybierać skrajności różnego rodzaju. Gdy się czemuś oddaje to w pełni, miewa skłonności do perfekcjonizmu. Za tym mogą kryć się pragnienia zrekompensowania sobie własnego życia. Dążenie do doskonałości to także poddawanie się nakazom, zakazom, które narzucane 
w dzieciństwie ukształtowały system wartości danej osoby.

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl